wtorek, 22 listopada 2022

Film "Śmierć Na Nilu" - czy warto obejrzeć?

 Jako osoba która interesuje się tematyką kryminalną od około 2 lat, myślę że mogę wypowiedzieć się na temat filmu, który został zrealizowany w tym roku na podstawie książki Agathy Christie pt. "Śmierć Na Nilu". Osobiście nie czytałam jeszcze tej książki, więc nie mam porównania. Jednakże muszę przyznać że film bardzo mi się spodobał. Był ciekawy i zawierał kilka zwrotów akcji.

Jeśli ktoś nie wie, film opowiada o milionerce, która wychodzi za mąż. Organizuje wesele na jachcie płynącym po Nilu. Jednakże w nocy zostaję ona zabita. Rano zostaje znaleziona w łóżku już martwa. Podejrzanych jest wielu, łączą ich ciekawe relacje. Śledztwo prowadzi detektyw Herkules Poirot pojawiający się w większości książek Christy.

Warto zwracać uwagę na różne detale podczas oglądania filmu, czasem nawet pojedyncze wypowiedzi bohaterów, które mogą nam podpowiedzieć, co się wydarzyło. Jest to bardzo fajny detal dodający jeszcze większej zabawy widzowi. Zakończenie było moim zdaniem dosyć nieoczekiwane. Osobiście do samego końca nie wiedziałam, kto je winny. Z tego co wiem nie tylko ja, ponieważ moi znajomi również oglądał ten film nie wiedząc, jak może się skończyć aż do samego rozwiązania. Większość z nich również stwierdziła że film był bardzo fajny.

Moim zdaniem warto obejrzeć film. Jeśli jesteście dużymi fanami kryminalistyki to tym bardziej do tego zachęcam. Nutka mroku połączona z bardzo ciekawą i nieoczekiwaną fabułą jest idealna dla osób zainteresowanych tematyką kryminalną.

Mam nadzieję, że spodobał wam się mój wpis j do czegoś przydał. Pozdrawiam was bardzo serdecznie. Papa! :)

Plakat filmu - "Death On The Nile"/"Śmierć Na Nilu"

Książka z łamigłówkami - La Casa De Papel

 Cześć! Dzisiaj kolejny już wpis na temat książek. Zapewne kojarzycie już sławny serial netflixa "La Casa De Papel", znany w Polsce pod nazwą "Dom z Papieru". A co jeśli powiem Wam, że istnieje książka nawiązująca do serii, w której pojawiają się nawet postacie z serialu? Oto właśnie książka, którą wam dzisiaj przedstawię.

Książka w skrócie opowiada o przyjacielu z dzieciństwa profesora, który dostaje nieoczekiwany list (ten przyjaciel). W liście dowiaduje się, że profesor chce podzielić się z nim pieniędzmi z napadu na hiszpańską mennicę. Jednak najpierw mężczyzna musi wykonać pewne zadania, rozwiązać zagadki profesora, a my musimy mu w tym pomóc. Na tym polega cała zabawa - możemy wczuć się w postać i razem z nią odkrywać na nowo życie i miejsca z dzieciństwa. Przyznam się, że sama jeszcze nie skończyłam czytać tej książki, jestem aktualnie w trakcie. Jednak dotychczas m się ona podobała, ma bardzo fajny klimat, więc myślę, że mogę ją polecić. Mam adizeję, że macie dobry dzień i życzę miłej lektury :)

Źródło: screenshot, empik sklep internetowy

poniedziałek, 21 listopada 2022

Morderstwo Dee Dee Blanchard

 Dee Dee Blanchard urodziła się 3 maja 1967 roku w stanie Luizjana. Już jako dziecko zdarzało jej się dokonywać drobnych kradzieży. Kobieta wychowała się pod okiem niepełnosprawnej matki i w młodym wieku musiała się zacząć opiekować matką i radzić sobie sama. W wieku 24 lat Dee Dee zaszła w ciążę z 17letnim wtedy Rodem Blanchardem. Urodziła im się córka i nazwali ją Gypsy Rose, ponieważ kobiecie podobało się imię Gypsy, a jej partner uwielbiał zespół Guns N' Roses. Krótko przed narodzinami dziewczynki para się rozstała. Dee Dee bardzo nie podobało się zachowanie męża. Chciała go zmusić do powrotu, ale się to nie udało. Z tego względu postanowiła odciąć go od córki. Gdy Rod ponownie ożenił się, Dee Dee wyprowadziła się do ojca i macochy. Prawdopodobnie zaczęła wtedy otruwać swoją macochę substancją zawierającą Glifosat, czyli niebezpieczny wiązek chemiczny w postaci białego bezwonnego proszku. Gdy kobieta się wyprowadziła to komplikacje zdrowotne kobiety całkiem zniknęły.

Kobieta utrzymywała się głównie z alimentów od Roda oraz pieniędzy przysyłanym od państwa ze względu na problemy zdrowotne córki. Zamieszkała w mieszkaniu komunalnym, ale w sierpniu 2005 roku uderzył potężny huragan Katrina. Skutkowało to doszczętnym zniszczeniem mieszkania oraz zginięciem większości dokumentów. Po tych wydarzeniach Dee Dee i Gypsy zamieszkały w Springfield w domu, który zbudowano specjalnie dla nich i był on świetnie dostosowany do potrzeb zdrowotnych małej Gypsy.

Gypsy urodziła się jako całkiem zdrowa dziewczynka, ale Dee Dee twierdziła, że niemowlę cierpi na bezdech senny i zaczęła jeździć z córką po szpitalach. Wkrótce kobieta zaczęła wymyślać coraz to nowe choroby, które rzekomo miała mieć jej córka. Gdy Gypsy miała 7 lat, jechała z dziadkiem na motocyklu i doszło wtedy do małego wypadku w wyniku którego Gypsy zraniła się w kolano. Nie było to raczej nic poważnego, ale matka twierdziła rzecz jasna inaczej i od tej chwili dziewczynka poruszała się na wózku inwalidzkim. Gypsy prawdopodobnie przestała uczęszczać do szkoły w drugiej klasie z powodu tych wszystkich wymyślnych chorób, na które rzekomo chorowała. Edukacja dziewczynki kontynuowana była przez matkę w zaciszu domowym. Według matki dziewczynka była niedorozwinięta umysłowo i mimo wieku 19 lat jej umiejętności oraz mentalność były na poziomie 7 letniego dziecka.

Dziewczyna wraz z matką żyła w taki sposób przez kolejne lata. Jednak wszystko się zmieniło pamiętnego dnia 15 czerwca 2015 roku. Tego dnia na koncie na Facebooku, które dzieliły Dee Dee i Gypsy pojawił się bardzo dziwny i niepokojący wpis "That bitch is dead!" Co w tłumaczeniu na polski oznacza: ta suka nie żyje. Wkrótce pojawił się jeszcze jeden bardzo już przerażający komentarz o rzekomym zgwałceniu córki I zabiciu matki. Ludzie natychmiast zaczęli zgłaszać na policję tak niepokojącą ich sytuację.

Na początku policjanci udali się oczywiście oczywiście domu Dee Dee i Gypsy. Niestety znalezione zostało przez nich ciało matki, tak jak napisano to w komentarzu na Facebooku, kobieta nie żyła. Tymczasem Gypsy zniknęła. Wszystkie jej leki, inhalatory i wózek, na którym się poruszała zostały w domu, co oznaczało, że dziewczyna może szybko umrzeć ze względu na liczne choroby. 

Wkrótce namierzono komputer, z którego wysłano tę wiadomość. Wtedy policja natychmiast udała się w tamto miesjce. Mieszkał w niejaki Nick God-Johna. Na komisariat zgłosiła się przyjaciółka Gypsy, która twierdziła, że ta zwierzała jej się i wyjawiła pewien sekret. Tym sekretem było to, że ma chłopaka, który jest od niej starszy i ma na imię Nick. Jak się wkrótce okazało była w prawda. Dziewczyna poznała Nicka Przez media społecznościowe i dużo ze sobą konwersowali. Jednak restrykcyjna matka Gypsy nie wiedziała o chłopaku, z którym była jej córka. Warto też zauważyć, że Nick miał autyzm, zaburzenia osobowości a nawet pewną przeszłość kryminalną.

Kiedy policja dotarła do domu 24letniego wtedy Nicka - mężczyzna od razu przyznał się do winy. Jak się okazało zabił Dee Dee nożem dźgając ją wielokrotnie w brzuch.

Jedyna kwestia, która pozostawała do wyjaśnienia, to co stało się z córką kobiety? Okazało się, że szybko pojawiła się odpowiedź na to nurtujące wszystkich pytanie. Gypsy znajdowała się w domu Nicka. Jak gdyby nigdy nic chodziła, funkcjonowała bez swoich lekarstw i innych specjalistycznych sprzętów medycznych. Funkcjonariusze policji byli w ciężkim szoku widząc to. Okazało się jednak, że matką Gypsy miała poważne zaburzenia psychiczne, polegające na tym, że wmawiała córce oraz wszystkim innym choroby. Dee dee chciała mieć kogoś, aby się opiekować i otaczać troską. W ten sposób zniewoliła własną córkę, a ta żyła nieświadoma do końca tego, w jakiej tak naprawdę sytuacji się znajduje. Dziewczyna nawet nie wiedziała przez pewien czas ile tak naprawdę ma lat, ponieważ jej matka fałszowała nawet jej wiek. Dee Dee znęcała się nad własną córką, gdy czuła, że ktoś mógł zorientować się, że Gypsy wcale nie jest chora. Wtedy wyrwała jej zęby, nękała psychicznie i poniżała oraz biła.

Według zeznań samej Gypsy oraz jej partnera, dziewczyna wtrakcie gdy Nick popełniał okrutną zbrodnię schowała się w toalecie, aby nie wyszedł i nie widzieć całego zajścia. Następnie para uciekła z miejsca zdarzenia początkowa do motelu, a dopiero później do domu chłopaka.

Cała sprawa zakończyła się wyrokiem dla Gyspy za morderstwo drugiego stopnia. Złagodzono też wyrok, ponieważ dziewczyna przeszła przez dużą traumę i była źle traktowana. Ostatecznie skazano ją na 10 lat pozbawienia wolności. Do dzisiaj Gypsy jest w więzieniu, ale już wkrótce będzie mogła wyjść na wolność i może zacznie w końcu normalne życie.

Osobiście uważam, że wyrok jest zbyt duży, ponieważ Gypsy po prostu była sfrustrowana sytuacją w domu i nie wiedziała, jak sobie poradzić. Panicznie bała się agresywnej matki. Dee Dee można porównać do oprawcy. Całe życie Gypsy było jak niewola we własnym domu i nigdy nie zaznała ona normalnego spokojnego życia. Obejrzałam też na YouTubie wywiad z dziewczyną przeprowadzony już w czasie jej pobytu w więzieniu. Gypsy stwierdziła w tym wywiadzie, że nie chciała tak postąpić, ale nie wiedziała jak sobie poradzić. Dziewczyna nawet płakała i myślę, że to były szczere łzy. Gyspy to normalna dziewczyna, która tylko chce w końcu zaznać spokoju I szczęścia. Przynajmniej takie jest moje zdanie. Koniecznie podzielcie się swoimi przemyśleniami na ten temat! Dziękuję za czytanie i życzę miłego dnia lub miłej nocy. Pa!

Źródło: Wikipedia, zdjęcia Gyspy i Dee Dee Blanchard


Źródło: screenshot, Facebook - wpis nadal istnieje


niedziela, 20 listopada 2022

POLSKA SPRAWA - NASTOLATEK, KTÓRY ZAMORDOWAŁ RODZICÓW

 Cześć! Dzisiaj przychodzę do Was z naprawdę szkoującą dla mnie sprawą. Jest to historia o morderstwie w Rakowiskach, do którego doszło w 2014 roku. Jeśli chcecie poznać szczegóły tej sprawy, zapraszam bardzo serdecznie do lektury.

W roku 2013 małżeństwo - Agnieszka i Jerzy Niedźwiedziowie przeprowadzili się wraz z synem Kamilem do nowego domu w Rakowiskach. Agnieszka była nauczycielką, a Jerzy pułkownikiem straży granicznej. Ich syn Kamil wkrótce po przeprowadzce poznał Zuzannę Maksymiuk. Nastolatkowie zakochali się w sobie, ale ich rodzice nie akceptowali tego związku. Twierdzili, że Zuzanna jest toksyczną osobą i źle wpływa na ich syna. Z tego powodu 18letni Kamil i Zuzia chcąc być razem bez przeszkód zaczęli myśleć nad planem morderstwa.

Pewnej nocy Zuzia i Kamil ukryli się w krzakach, gdzie ubrali przygotowane wcześniej kombinezony. Wślizgnęli się następnie do domu i około godziny 2:00 zaatakowali śpiącą Agnieszkę i Jerzego. Zamordowali ich z pomocą wcześniej przygotowanych noży. Jerzy obudził się i obezwładnił dziewczynę, ale jego syn wbił m nóż w plecy po czym dziewczyna wydłubała mu oczy. W tym momencie Agnieszce udało się wyjść z domu. Jednak syn wciągnął ją z powrotem do domu i trzykrotnie poderżnął gardło kobiety. Nastolatkowie dobrze zaplanowali całą zbrodnię i żeby zapewnić sobie alibi pojechali natychmiast do Krakowa.

Ostatecznie cała zbrodnia wyszła na jaw między innymi przez pozostawione ślady DNA. Zuzanna ugryzła mężczyznę w rękę, gdy ten ją obezwładnił i pozostawiła wtedy ślady. Mordercy jednak wzięli to pod uwagę i chcieli odciąć rękę mężczyzny, ale ich noże okazały się zbyt tępe. Nie chcieli stracić zbyt wiele czasu i ostatecznie pozostawili ciało w takim stanie w mieszkaniu, aby udać się samochodem w inne miejsce.

W 2015 roku Sąd Okręgowy w Lublinie skazał parę 18latków na 25 lat pozbawienia wolności. Prokurator Zbigniew Ziobra próbował zwiększyć wyrok, ale ostatecznie mu się to nie udało i decyzją sądu na temat kary ostatecznie zapadła. Nastolatkowie wyrazili skruchę, jednak podejrzewa się że sama Zuzanna zrobiła to tylko w celu zmniejszenia wyroku.

To już koniec tej sprawy. Muszę przyznać, że sama byłam w ciężkim szoku, że takie zdarzenia miały miejsce stosunkowo niedaleko i niedawno, w naszym własnym kraju zaledwie 8 lat temu. Zbrodnia była wyjątkowo brutalna, ale również nieźle przemyślana przez młodych ludzi. To co zrobili było okrutne i nie wiem, jak bardzo zdemoralizowanym trzeba być, aby tak postąpić. Mam nadzieję, że dowiedzieliście się czegoś nowego na temat tej sprawy dzięki mnie. Życzę wam miłego dnia lub wieczora. Pa!

środa, 16 listopada 2022

Książka kryminalna - "Balsamistka", moja opinia

 Hej! Dzisiaj nie będę przytaczała żadnej prawdziwej sprawy kryminalnej, lecz opowiem wam o pierwszej książce kryminalnej, którą przeczytałam. Jest to książka autorstwa Magdaleny Adaszewskiej pt. "Balsamistka". Wpadła w moje ręce całkiem przypadkiem kiedy byłam w empiku. Opis mnie zaciekawił więc postanowilam ją kupić. Jak się okazało jedną z głównych bohaterek miała na imię Amelia, tal jak ja, ale nie wiedziałam tego kupując książkę. Ciekawy zbieg okoliczności.

W każdym razie jest to debiutanckie dzieło autorki i niestety, ale chyba jedyne, jakie powstało. Ogólnie książka opowiada o losach dwóch kobiet - dziennikarki i balsamistki. Ich losy krzyżują się, gdy dochodzi do serii morderstw młodych kobiet, a następnie starszych męzcyzn. Pojawiają się też wątki policjanta, innego dziennikarza i współpracownika policji pod przykrywką. Bardzo dużą rolę w książce odgrywa motyw gwałtu i tego, jak mężczyźni często bawią się nastolatkami szukającymi akceptacji.

Ogólnie książkę bardzo dobrze mi się czytało, jest ciekawa i zawiera dużo akcji. Poznajemy ciekawe historie z życia bohaterów. Jednak szybko byłam w stanie przewidzieć, kto jest sprawcą morderstw. Nie było takiego efektu zaskoczenia w tej kwestii tak więc to trochę na minus. Zakończenie jest też trochę naciągane. Nie chcę wam spoilerować w jaki sposób, ale po prostu nie mamy do końca logicznego wyjaśnienia na jedno z pytań nasuwających się podczas czy tylko po prostu jest wytłumaczone jako intuicja i sny bohaterki, co mi się nie do końca spodobało. Jednak ogólnie książkę oceniam na 7/10, mogę polecić dla osób, które zaczynają swoją przygodę z kryminalistyką. Jest ona dostępna w empiku za około 20 złotych, więc jeśli ktoś jest zainteresowany to zachęcam do zakupu. :)

Źródło: screenshot, empik - sklep internetowy


wtorek, 15 listopada 2022

Sprawa Hello Kitty

 Cześć! W dzisiejszym poście chciałabym Wam przedstawić kolejną już sprawę z Azji. Tym razem będzie ona się rozgrywała w Chinach w Hongkongu. Na wstępie jak zwykle ostrzegam, że treści mogą być nieodpowiednie dla osób wrażliwych lub młodych. Jeśli jednak postanowiliście zostać, zapraszam serdecznie do lektury.

Dziś zapoznamy się z niejaką Fan Man-yee. Kobieta będąc małym dzieckiem wylądowała w sierocińcu. Z czasem zaczęła zażywać narkotyki i inne niebezpieczne substancje. Gdy Fan dorosła, wyszła za mąż za narkomana i z nim miała dziecko. Nałóg oraz jedzenie potrzebne dla dziecka spowodowały, że kobieta podjęła pracę jako prostytutka.

W 1997 roku kobieta poznała w klubie mężczyznę o imieniu Chan Man-lok. Był to 34letni diler narkotyków. Fan tego wieczora ukradła portfel nowego znajomego ze względu na duże kłopoty finansowe. Chan zauważył szybko brak portfela, w którym miały być 4000 dolarów i domyślał się, że to Fan go okradła. Wysłał swoich znajomych, aby uprowadzili złodziejkę.

17 marca 1999 roku kobieta została porwana sprzed klubu nocnego. Zaprowadzono ją do mieszkania znajdującego się w tzw. TST, dzielnicy Hongkongu. Oprawcy rządami od Fan pieniędzy, które wcześniej ukradła. Gdy kobieta oddała im pewną sumę, oznajmili że resztę odda im "w naturze". Kobieta była wielokrotnie gwałcona, molestowano ją seksualnie i stosowano na niej przemoc. Często była bita, ale również podpalano jej skórę a do ran wsypywano sól, aby cierpienie było jeszcze większe.

Zaginięcie Fan nie zostało nawet zauważone. Kobieta nie miała rodziny, a mąż narkoman... no cóż, nie trzeba chyba nic dodawać. Sprawa ruszyła dopiero kiedy na policję zgłosiła się pewna 13latka. Dziewczyna pozostaje do dzisiaj anonimową jednakże wiemy, że była ona partnerką 34letniego Chana Man-loka. Wyznała funkcjonariuszom, że zna pewną kobietę, która jest torturowana. Dziewczynka mówiła również, że oprawcy kazali kobiecie się śmiać podczas gdy ją bito i kopano. Dziewczyna również kopnęła kilka razy kobietę, ponieważ myślała, że jest to forma dziwnej, makabrycznej zabawy. Nastolatka podała policjantom adres, pod którym miała znajdować się torturowana kobieta. Policji wydawało się, że to jakieś żarty ze strony dziewczynki ale dla pewności woleli sprawdzić podany adres. Gdy tam weszli zobaczyli mieszkanie wypełnione różnymi zabawkami z serii znanej Hello Kitty. Znajdował się tam też duży pluszak przedstawiajacy wizerunek owego kotka. Po obejrzeniu pluszaka okazało się że w jego wnętrzu zaszyto ludzkie kości, znaleziono tam czaszkę. Po przeprowadzeniu badań zidentyfikowano ją, jako czaszkę Fan Man-yee. Do dzisiaj nie znaleziono wszystkich jej kości. 

Sama anonimowa dziewczyna nie została ukarana. Jednak, gdy udało się schwytać mężczyzn, którzy uprowadzili Fan, postawiono ich pred sądem. Ostatecznie otrzymali oni karę 25 lat pozbawienia wolności. Niestety nie dało się zarzucić im zabójstwa pierwszego stopnia, które skutkowałoby dożywotnim pozbawienien wolności. Ciało kobiety było w gadali stanie i nie było możliwości, aby stwierdzić też przyczynę zgonu. Na szczęście Chan oraz jego dwaj wspólnicy ponieśli konsekwencje swoich czynów. Może nie otrzymali dożywocia, ale i tak przesiedzieli sporą część życia za kratkami.

To już koniec tej sprawy, mam nadzieję, że dowiedzieliście się czegoś ciekawego na temat tej sprawy. Jest to jedna z czterech najbardziej okrutnych spraw w historii Chin, więc jeśli wami wstrząsnęła, nie przejmujcie się, to normalne. Życzę Wam miłego dnia lub wieczora. Papa!

niedziela, 13 listopada 2022

Junko Furuta - 44 dni tortur

 Cześć! Dzisiaj chciałabym wam przedstawić mrożącą krew w żyłach historię japońskiej nastolatki o imieniu Junko Furuta. Zanim opowiem historię ostrzegam, że może to być nieodpowiednie dla osób wrażliwych oraz młodych, więc czytacie to na własną odpowiedzialność. Jeśli jednak zdecydujecie się przeczytać, to serdecznie zapraszam do lektury. :)

Junko Furuta urodziła się 18 stycznia 1971 roku w Japonii. W wieku 17 lat była bardzo mądrą, zaradną dziewczyną i uczęszczała do wyższej szkoły średniej. Dziewczyna pracowała również dorywczo. Rodzice byli bardzo dumni ze swojej córki i jej świetnych wyników w nauce.

Był 25 października 1988 roku. Dziewczyna wracała akurat z pracy na rowerze (jak to miała w zwyczaju). Jednak ten powrót do domu miał się różnić znacznie od innych. Nieoczekiwanie jakiś chłopak wyskoczył z krzaków obok chodnika, po którym poruszała się Junko i kopnął jej rower na tyle mocno, że dziewczyna z niego spadła. Raczej się tym nie przejęła, wstała i dalej prowadziła swój rower zmierzając powoli w stronę domu. Nieoczekiwanie do Junko podszedł jakiś chłopak. Zaproponował, że odprowadzi ją do jej domu, ponieważ widział co się przed chwilą stało. Junko zgodziła się, ponieważ kojarzyła chłopaka ze szkoły.

Kiedy szli, dziewczyna zauważyła, że nie kierują się do końca w stronę jej domu, lecz stwierdziła, że pójdą naokoło i dłużej będą mogli rozmawiać ze sobą. Po drodze jednak Junko zorientowała się, że chłopak celowo zboczył z drogi do jej domu i chce ją gdzieś zaprowadzić. Trochę się zaniepokoiła, ale było już za późno, aby coś zrobić. Chłopak nagle zaczął być agresywny i gdy znaleźli się w ustronnym miejscu zgwałcił nastolatkę. Był to niejaki Hiroshi Miyano - 18letni Japończyk. Hiroshi uprowadził dziewczynę wraz ze swoimi kolegami: Jo Ogura, Shinji Minato, Yasushi Watanabe, Koichi Ihara. Wszystko było zaplanowane. Jeden z wymienionych przed chwilą chłopaków spowodował wypadek Junko na rowerze, aby Hiroshi miał pretekst do rzekomego odprowadzenia jej i mógł ją porwać.

Motywem chłopaka mogła być zemsta za odrzucenie jego uczuć. Jakiś czas wcześniej Hiroshi wyznał Junko, że chciałby się z nią umawiać, a ta odrzuciła jego propozycję. Jednak Junko nie wiedziała, że tak bardzo rozzłości swojego przyszłego oprawcę. Chłopak pochodził z szanowanej rodziny i prawdopodobnie należał do Jakuzy - japońskiej organizacji przestępczej. Ze względu na to wszyscy rówieśnicy się go bali i zawsze spełniali jego zachcianki. Z tego powodu odmowa była dla nastolatka nie do przyjęcia.

Junko była przetrzymywana w domu Hiroshiego, który znajdował się w Tokio. Chłopak dzielił dom z rodzicami. Oni jednak nie zrobili nic w kwestii Junko, mimo że znali prawdę. Postąpili tak ze względu na strach przed własnym synem. W tym czasie zmartwieni rodzice wzorowej uczennicy, jaką była Junko zgłosili zaginięcie dziewczyny. Niedługo potem rodzice dostali nieoczekiwany telefon. Na początku ich ucieszył bo była to ich ukochana córka. Jednak dziewczyna powiedziała, żeby jej nie szukano, ponieważ uciekła z przyjaciółką i postanowiła się na dobre wyprowadzić. Było to dla rodziców dziewczyny bardzo zaskakujące, ponieważ nigdy się nie buntowała i nie miała nawet powodu aby nagle zrezygnować z dotychczasowego życia. Jednak po takim wyznaniu z ust samej Junko nikt nie kontynuował śledztwa. Wydawało się, że nie jest to konieczne i młoda kobieta jest bezpieczna.

 Niestety prawda była zupełnie inna i nikt jeszcze nie mógł jej poznać. Na początek Junko była zastraszana, że jej rodzina i ona sama zostanie zabita przez członków Jakuzy. Dziewczyna była również gwałcona nawet kilka razy dziennie przez każdego z oprawców (około 400 razy w ciągu 44 dni). Z czasem, gdy nastolatkowie poczuli się bardziej pewnie zaczęli wyżywać się w najgorsze możliwe sposoby na niewinnej dziewczynie: była bita, rzucano na nią różne ciężkie przedmioty w wyniku czego jej żebra zostały złamane, przypalano jej skórę, wystawiano półnagą na balkon, gdy na dworze panowały bardzo niskie temperatury, zmuszano Junko do picia i jedzenia własnych odchodów, zaklejano jej oczy woskiem, a to niestety tylko niewielka cząstka wszystkich okropnych czynów, jakich dopuścili się oprawcy nastolatki.

Jedną z rzeczy, która wzbudza wielkie oburzenie jest to, że policjanci otrzymali zgłoszenie od jednego z kolegów Hiroshiego, który wiedział o torturach prowadzonych przez znajomych i nic z tym nie zorbili. Przyszli na miejsce zbrodni, jakim był dom Hiroshiego, lecz ich "śledztwo" skończyło się na zapytaniu rodziców chłopaka czy znajduje się w ich domu jakaś torturowana dziewczyna. Odpowiedź "nie" wystarczyła w zupełności funkcjonariuszom. Znajdowali się dosłownie kilka metrów od kobiety, której szokujące losy miał wkrótce poznać cały świat. Gdyby kompetentnie i poważnie podeszli do zadania Junko mogłaby żyć i samodzielnie opowiedzieć o szczegółach sprawy.

Dziewczyna w pewnym momencie zaczęła im się nudzić. Była w okropnym stanie i nie mieli już takiej ochoty na kolejne akty przemocy. Woleli znaleźć nową ofiarę. Ostatecznie zgwałcili jedną kobietę spotkaną na ulicy, ale od razu wypuścili i wrócili do Junko. Wierzyli, że dziewczyna była na tyle przerażona, że nigdzie tego nie zgłosi. 

Po 44 dniach tortur Junko nie wytrzymała, jej ciało było w potwornym stanie i 17latka zmarła. Jej ciało nastolatkowie zawinęli w worki, po czym zalali cementem w beczce. Wydawało im się, że pozostaną bezkarni jednak dziewczyna, o której wspomniałam nieco wcześniej okazała się być bardziej odważna niż przypuszczono i zgłosiła się na policję. Sprawców szybko namierzono. Podczas przesłuchania wszyscy przyznali się do zamordowania Junko Furuty i wskazali miejsce, w którym znajdowało się ciało. Identyfikacja zwłok okazała się niezwykle trudna ze względu na obrażenia jakich doznała Junko i jedynie na podstawie odcisków palców dało się to zrobić.

W roku 1990 przestępcy otrzymali swoje wyroki: główny sprawca - Miyano Hiroshi otrzymał wyrok 20 lat pozbawienia wolności i obecnie żyje jako WOLNY CZŁOWIEK z nową tożsamością. Pozostali dostali od 5 do 10 lat pozbawienia wolności. Skazano ich jedynie za nieumyślne spowodowanie śmierci. Uważam, że to absurdalne, ponieważ ci ludzie zasługiwali na najgorsze, a obecnie funkcjonują w naszym świecie jako normalni obywatele Japonii, niektórzy pod nowymi nazwiskami. Odsiadywali niedużą karę, która w żaden sposób ich nie odmieniła. Po wyjściu z więzienia większość z oprawców Junko dokonywała kolejnych, nieco mniejszych przestępstw takich jak pobicia czy gwałty. Niestety w wypadku tej sprawy nie można mówić o sprawiedliwości, bo ta rzekoma kara była zdecydowanie za krótka, a sprawcy nigdy nie będą zdolni do funkcjonowania w społeczeństwie.

To już koniec tej sprawy. Domyślam się, że niektórzy mogą być zdruzgotani po przeczytaniu czegoś takiego, dlatego jeśli macie taką możliwość zróbcie sobie herbatkę i dajcie sobie chwilę na uspokojenie. Dziękuję za czytanie i życzę miłego dnia, wieczora lub nocy.

źródło zdjęcia: Wikipedia
Junko Furuta

źródło zdjęcia: Twitter


wtorek, 1 listopada 2022

Morderstwo w Halloween - sprawa Nimy Louise Carter (i kilku innych dzieci)

 Cześć! Mam nadzieję, że miło minęło Wam Halloween oraz Święto Zmarłych. Ja muszę przyznać, że rodzinny klimat zagościł u mnie na ostatnie kilka dni i świetnie się bawiłam! :) Jednak Halloween oznacza również mroczny i straszny nastrój. Stwierdziłam więc, że Halloweenowa sprawa kryminalna wprowadzi nas w ten nastrój jeszcze bardziej. Ostrzegam tylko, że sprawa może być zbyt okrutna dla niektórych bardziej wrażliwych lub młodych osób. Ta historia dotyczy śmierci małego dziecka. Jeśli jednak postanowicie dalej czytać - to bardzo się cieszę i życzę miłej lektury! :)

Nima Louise Carter urodziła się 23 marca 1976 roku. Mieszkała w mieście Lawton w Oklahomie w USA. Cała sprawa rozgrywała się w samo Halloween (31 października) 1977 roku. Dziewczynka została właśnie włożona do łóżeczka przez rodziców - George'a i Rose Carterów. Po pewnym czasie zaczęła płakać, ale rodzice nie zareagowali, ponieważ jak twierdzili dziewczynka często płakała i najlepszą metodą było po prostu dać jej czas, aby sama się uspokoiła. Zazwyczaj nastawało to po około 15 minutach i tym razem nie wydawało się, że sytuacja odbiegała od normy. Rodzice nie zajrzeli już do pokoju dziewczynki tego wieczora i to był błąd. Nie wiedzieli, że rano gdy się obudzą nie zastaną córeczki w łóżku. Matka Nimy weszła rano do pokoju i zaczęła szukać córki po całym domu miejąc jednak bardzo złe przeczucia. Nima jakby rozpłynęła się w powietrzu, nigdzie nie było nawet śladów włamania, okna były zamknięte, nie było żadnych śladów butów czy krwi widocznych gołym okiem, wszystko wydało się być w jak największym porządku. Rodzice natychmiast wezwali policję. Po przeanalizowaniu sprawy szybko nasunęła się teoria, że porywacz spędził w domu więcej czasu niż domownicy mogli przypuszczać. W pokoju dziecka znajdowała się obszerna szafa, do której mógł zmieścić się przeciętny dorosły człowiek. Prawdopodobnie już tego wieczora gdy córkę utulano do snu porywacz obserwował wszystko ze swej kryjówki. Inna teoria mówiła o tym, że dziewczynce stała się jakaś krzywda i rodzice są odpowiedzialni za fingowanie porwania, żeby uniknąć odpowiedzialności. Rose i George'a przesłuchiwano przez ponad 8 godzin bez przerwy. Taki zabieg ma na celu zmęczenie potencjalnego sprawcy, żeby powiedział prawdę chcąc w końcu zaznać odpoczynku i spokoju. Jednak w tym wypadku takie działanie nie powiodło się. Rodzice Nimy zostali również poddani badaniom wariografem (wykrywaczem kłamstw) i przeszli test pomyślnie, co sprawiło, że przestali być podejrzanymi. Jednak badania wariografem nie mogą być podstawą do ostatecznego sądu, ponieważ maszyna również może się pomylić i często dochodzi do wyników niejednoznacznych, gdzie nie da się określić czy podejrzany kłamie czy jednak mówi prawdę.

Małżeństwo złożyło również pewne niepokojące zeznania. Dwa miesiące przed porwaniem pies rodziny został otruty. Parę dni później doszło do dewastacji domu. Jednak George i Rose nie wiedzieli kto mógł ich tak bardzo nienawidzić i skrzywdzić ich rodzinę. Policja zaczęła się przyglądać bliskim i znajomym rodziców, którzy mogli znać dobrze dom, wszelkie kryjówki i możliwości dostania się do domu lub wyjścia z niego. Miałoby to najwięcej sensu gdyby za sprawę zaginięcia odpowiadał ktoś z bliskiego otoczenia rodziny. Jednak szybko okazało się to bezskuteczne i policja wróciła do punktu wyjścia.

Miesiąc później nastąpił jednak przełom w sprawie. Pewne dzieci bawiły się w okolicy opuszczonego budynku, w którym znajdowała się... lodówka. Zwyczajna lodówka. Jednak to, co znalazło się w środku mroziło krew w żyłach. W lodówce dzieci znalazły ciało 19miesięcznej Nimy. Rodzice byli zrozpaczeni. Policja natychmiast zaczęła badać wszystkie możliwe detale sprawy. Szybko zorientowano się, że morderstwo może być ściśle związane z innym incydentem, do którego doszło około rok wcześniej. 8 kwietnia 1976 roku bliźniaczki Mary i Augustine Carpitcher zaginęły. One również pochodziły z Oklahomy i RÓWNIEŻ zostały znalezione w opuszczonym domu, RÓWNIEŻ w lodówce. Jedna z dziewczynek była żywa, druga niestety zmarła. Na ciele żyjącej wciąż Mary znaleziono ślady zębów dorosłego człowieka. Dziewczynka była jedynym źródłem informacji dla policji. Mała Mary była przerażona, lecz opowiedziała ile tylko mogła. Podejrzaną natychmiast stała się Jacqueline Rubido. Miała zaledwie 16 lat, lecz była opiekunką bliźniaczek i najprawdopodobniej ich okrutną oprawczynią. Ta sama dziewczyna opiekowała się rok później Nimą! Sprawa NIE mogła być zwykłym przypadkiem. Zniknięcie Nimy było wprost identyczną sytuacją, tylko nastąpiło w innym roku.

Na początku nastoletnia opiekunka była bardzo pomocna w poszukiwaniach. Sprawiała wrażenie bardzo przejętej. Utrzymywała, że na chwilę rozproszyła się podczas opieki nad bliźniaczkami, po czym te już zniknęły jej z oczu. Jacqueline wzbudzała zaufanie i świetnie zmanipulowała służbami policji. Mimo zeznań 3letniej Mary Carpitcher, policja nie była przekonana o winie młodej kobiety. Z jednej strony tak małe dzieci często bywają bardziej szczere niż inni, dorośli ludzie, ale  drugiej strony - ciężko uwierzyć małemu dziecku, które mogło się pomylić. Dziewczynka mogła nie zrozumieć o co pytają funkcjonariusze lub była bardzo oszołomiona i nie były świadoma tego, co mówi. Poza tym nie posiadano żadnych dowodów fizycznych na winę Jacqueline, która twierdziła że jest niewinna.

Ślady zębów na ciele Mary stanowiły jednak niezwykle cenną poszlakę, która w każdej chwili mogła stać się dowodem w sprawie, gdyby nie to, że w tamtych czasach prawdopodobnie nie istniały odpowiednie metody, aby zbadać taki ślad. Jacqueline oczyszczono więc z zarzutów i dalej mogła ona nawet wykonywać swój zawód! Wydawało się to absurdalne, ale nikt nie mógł nic udowodnić dziewczynie, która sprawiała wrażenie naprawdę dobrej osoby.

Co ciekawe, możliwe, że Jacqueline stanęłaby przed sądem, gdyby nie postępowanie sąsiadki rodziny Carpitcherów. Owa kobieta zgłosiła się na policję dopiero znacznie później twierdząc, że widziała jak opiekunka ciągnęła bliźniaczki które krzyczały i wyrywały się. Jednak sąsiadka nie zareagowała, ponieważ sądziła, że opiekunka zabiera je np. do dentysty, a dziewczynki zwyczajnie się buntują, jak to czasem robią małe dzieci. Gdyby to wyszło na jaw wcześniej, nie tylko słowo trzylatki byłoby przeciwko opiekunce, ale również byłoby to słowo dorosłej osoby, której można bardziej ufać niż dziecku. Mimo, że bierne zachowanie kobiety doprowadziło do tragedii i cierpienia obu rodzin, Jacqueline i tak była już na celowniku policji. Gdy Mary Carpitcher miała już 6 lat, Jacqueline wreszcie stanęła przed sądem, niestety tylko w sprawie bliźniaczek, ponieważ nie było żadnych fizycznych poszlak i dowodów w sprawie Nimy Louise Carter. Na szczęście sprawiedliwość dosięgnęła kobietę i skazano ją na dożywocie. Nigdy nie okazała skruchy i nie przyznała się do winy. George Carter twierdzi, że nie ma pewności co do winy Jacqueline, ponieważ teoretycznie nie ma żadnych dowodów na to, a ona sama nie przyznała się do żadnej z zarzuconych zbrodni. Jednak nie wyklucza jej winy. Teoretycznie kobieta odpowiedziała za swoje czyny, ale jednak tak naprawdę nigdy nie chodziło o sprawę Nimy, a jedynie o sprawę bliźniaczek. Morderstwo 19miesięcznej dziewczynki tak naprawdę zostaje nierozwiązane do dziś. Prawdopodobieństwo, że wina leży po stronie Jacqueline Rubido jest ogromne, ale... nigdy nie ma pewności...

Źródło zdjęć: strona internetowa The Mirror



piątek, 21 października 2022

24letni koszmar Elisabeth Fritzl

 Słyszałam już o wielu sprawach kryminalnych, ale ta na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Jest jedną z trzech najbardziej szokujących spraw o jakich słyszałam. Być może słyszeliście o niej, ponieważ jest dosyć popularna, ale postaram się przedstawić również różne szczegóły i informacje, które mogą Was zainteresować. Ostrzegam tylko, że dla osób o słabych nerwach może to być nieco zbyt drastyczne, więc jeśli czujecie, że zaliczacie się do takiego grona, to może warto odpuścić sobie czytanie tego posta.

Elisabeth Fritzl przyszła na świat w 1966 roku. Mieszkała w Amstetten w Austrii. Jej rodzice, Josef Fritzl i Rosemarie Fritzl, mieli jeszcze cztery inne córki i dwóch synów. Dom rodziny Fritzl był bardzo surowy. Josef nie pozwalał na jakiekolwiek słowa sprzeciwu, stawiał na dyscyplinę i ciężką pracę. Nawet nie okazywał większej czułości dzieciom. Prawdopodobnie wynikało to z tego, jak sam się wychowywał. Były to czasy powojenne, a w domu była tylko matka, która próbowała zarobić na utrzymanie syna w ciężkich czasach. Z jednej strony kochała go i rozpieszczała, ale jednocześnie karała go za najdrobniejsze przewinienia. W głowie małego Josefa mama była najcudowniejszą kobietą i czasami wyobrażał sobie ich wspólny patologiczny związek. Swoją żonę często porównywał z własną matką, był bardzo toksyczny. Żona bardzo ulegała Josefowi i wybaczała wszystkie jego zachowania, zawsze była posłuszna.

W wieku 15 lat Elisabeth zaczynała się buntować. Doszło nawet do ucieczki z domu, która trwała trzy tygodnie. Państwo Fritzl opisywali córkę jako najbardziej nieposłuszną z rodzeństwa. Gdy dziewczyna ukończyła 18 lat, rozpoczęła pracę jako kelnerka. Jednak szybko przestała się tam pojawiać. Rodzina martwiła się o Elisabeth, z którą nie było żadnego kontaktu i matka zgłosiła jej zaginięcie. Przez kolejne tygodnie nieznany był los młodej kobiety, jednak na policję zgłosił się Josef Fritzl i przyniósł list, który miał podobno otrzymać od córki. Miał on zostać wysłany z innego miasta w Austrii. Treść listu informowała, że Elisabeth wyjechała, żeby zacząć nowe życie i nie chce być szukana przez rodzinę. Zagroziła, że jeśli będą jej szukać to nigdy się do nich nie odezwie i wyjedzie poza granicę państwa.

Policja sprawdziła czy pismo zgadza się z pismem dziewczyny i zostało to potwierdzone. Poza tym Elisabeth była już dorosła dlatego postanowiono o zakończeniu śledztwa i uznano list za potwierdzenie, że dziewczyna jest bezpieczna.

Czy tak było naprawdę? Niestety nie, prawda miała okazać się znacznie bardziej skomplikowana i szokująca... Jak już wiecie z wcześniejszej części artykułu, Josef był toksycznym surowym ojcem. Niestety w rzeczywistości miał jeszcze kilka mrocznych sekretów. Gdy jego córka stawała się kobietą mężczyzna zaczął czuć do niej pociąg seksualny. Zaczął dziwnie zachowywać się wobec niej, przychodził wieczorami do jej pokoju nie miejąc na sobie żadnych ubrań. Córka bała się ojca i nie wiedziała, co zrobić.

W tym czasie Josef rozpoczął rozbudowę piwnicy swojego domu. Wnosił tam dużo mebli i urządzeń, ale nikt z domowników nigdy nie zastanawiał się po co. Nikt nigdy nie wchodził do owej piwnicy, ponieważ miała być ona takim prywatnym miejscem ojca na realizowanie swoich hobby. Wszystkim lokatorom powiedział, że jest tam jego biuro i trzyma w nim ważne dokumenty. Nikt nie zadawał żadnych pytań.

Dnia 28 sierpnia 1984 roku Josef zrealizował pierwszy punkt swojego chorego planu. Zwabił 18letnią Elisabeth do piwnicy twierdząc, że ma mu pomóc zamontować drzwi do piwnicy. Gdy to zrobili, nieoczekiwanie się na nią rzucił, przyłożył do twarzy szmatkę nasiąkniętą chloroformem i zamknął w piwnicy za drzwiami ważącymi 500 kilogramów!

Przez kolejne lata ojciec regularnie gwałcił własną córkę. W 1986 roku Elisabeth zaszła w pierwszą ciążę, ale skończyło się to poronieniem. Następnie w 1989 ponownie zaszła w ciążę i tym razem urodziła dziewczynkę - Kerstin. Przez kolejne lata dziewczyna urodziła ojcu jeszcze sześcioro kolejnych dzieci: Stefana (1991), Lisę (1992), Monicę (1994), bliźniaki: Michaela i Alexandra (1996) oraz najmłodszego - Felixa (2002). Jeden z bliźniaków zmarł krótko po urodzeniu, pozostałe dzieci przeżyły. Jak ojciec pozbył się tak obciążającego dowodu, jak ciało niemowlaka? Spalił je w piecu do utylizacji odpadów.

Z jakiegoś powodu Josef rozdzielił dzieci. Najstarsi: Kerstin oraz Stefan wraz z małym Felixem pozostali w piwnicy razem z ich matką. Zaś pozostała trójka wychowywała się w normalnym domu. W jaki sposób Josef stworzył taką sytuację bez podejrzeń? Właściwie powtórzył sposób z 1984 roku - zmusił córkę do napisania listu, w którym pisała. że nie jest w stanie poradzić sobie z dziećmi, które urodziła i chce je przekazać pod opiekę swoich rodzicieli.

Po narodzinach czwartego dziecka Josef postanowił jeszcze bardziej rozbudować "podziemny dom" z 35 do prawie 60 metrów kwadratowych. Elisabeth i jej dzieci mieli nawet dostęp do radia i telewizora, posiadali również lodówkę. Jednak oprawca groził, że jeśli kiedykolwiek Elisabeth spróbuje uciec to zagazuje piwnicę. Tak naprawdę nie było to nawet możliwe, ale przerażona kobieta nie miała o tym pojęcia. Czasami Josef odcinał dostęp do prądu w piwnicy na kilka godzin lub dni i wtedy "rodzina" siedziała pogrążona w całkowitej ciemności. Jednak Elisabeth Fritzl nigdy nie narzekała na warunki w jakich żyła. Josef stwierdził, że była silna i wytrwała tak, jak jego własna matka. Dlatego to z NIĄ chciał założyć rodzinę

Gdy najstarsza z córek, już 19letnia Kerstin, ciężko zachorowała, ojciec (a zarazem dziadek) ciężko się tym przejął i postanowił zabrać córkę po raz pierwszy poza piwnicę. Zawieziono ją do szpitala. Elisabeth chociaż na chwilę wyszła na światło dzienne, gdy pomagała ojcu wynieść zemdloną Kerstin z piwnicy, ale niestety od razu musiała wrócić do miejsca swoich cierpień. U Kerstin zdiagnozowano niewydolność nerek, która zagrażała jej życiu. Jednak lekarze nie wiedzieli przecież nawet skąd wzięła się ta młoda kobieta. Josef nie posiadał żadnej karty zdrowia ani jej dokumentów. Nikt nie wiedział przecież o jej istnieniu. Lekarze szybko zrobili się podejrzliwi i zgłosili sprawę na policję. Wtedy policja zaczęła lepiej weryfikować listy, które kilkanaście lat wcześniej miała wysłać zaginiona Elisabeth. Wtedy zauważono, że listy są napisane w nienaturalny sposób, jakby ktoś dyktował ich treść. Josef zaczął już desperacko próbować uratować się od podejrzeń. Pozwolił na to, aby Elisabeth odwiedziła w szpitalu swoją córkę. Policja chciała z nią natychmiast porozmawiać, jednak zanim do tego doszło dziewczyna znów zniknęła i rozpoczęto akcję poszukiwawczą. Wtedy ojciec ostatecznie uwolnił Elisabeth oraz pozostałą dwójkę dzieci oświadczając, że ta powróciła do rodzinnego domu po latach rozłąki z pozostałymi dziećmi. Oczywiście były to już desperackie próby wytłumaczenia się. Policja przesłuchała Elisabeth, po tym jak obiecano jej, że już nigdy nie zobaczy swego ojca. Dziewczyna wyjawiła policji całą prawdę...

Proces Josefa rozpoczął się w roku 2009 i trwał 4 dni. Sama Elisabeth nie chciała uczestniczyć w rozprawie, więc na sali sądowej odtworzono 11godzinny film zawierający zeznania zdruzgotanej kobiety. Sam Josef przyznał się do wszystkich win i stwierdził, że to, co zrobił, było chore. Skazano go na dożywotnie pozbawienie wolności.

W chwili opuszczenia piwnicy Elisabeth miała już 42 lata. Była oczywiście w opłakanym stanie fizycznym i psychicznym. Podobnie było z jej dziećmi, które źle rozwijały się w podziemnym mieszkaniu. Nawet te mieszkające poza piwnicą doznały ogromnych urazów na psychice. Ta historia jest naprawdę niewiarygodna i okrutna. Jednak Elisabeth i jej dzieci dalej żyją i mają się dobrze. Większość członków rodziny zmieniła tożsamość. Te tożsamości nie są znane. Jednak rodzina mieszka razem w domu w nieznanym mieście w Austrii. Dom jest pod stałą ochroną, aby w końcu rodzina mogła czuć się bezpieczna. Piwnicę, która była miejscem całego okrucieństwa, zabetonowano.

Na szczęście ta długa i zagmatwana historia kończy się sprawiedliwym wyrokiem, a Elisabeth ma się dobrze i nawet znalazła sobie partnera, który ją kocha i dobrze traktuje. Mam nadzieję, że spodobał wam się pierwszy kryminalny artykuł na tym blogu. Koniecznie podzielcie się waszymi opiniami w komentarzach! Pa pa! :)

środa, 19 października 2022

Szybki wstęp

 Hej! Nazywam się Amelia. Stworzyłam tego bloga, aby dzielić się z Wami moimi zainteresowaniami. Bardzo interesuje mnie kryminalistyka dlatego postanowiłam prowadzić bloga o takiej tematyce. Lubię też pisać i czytać książki. Poza mrocznymi kryminalnymi zagadkami chcę jednak dzielić się również pozytywnymi postami dotyczącymi mojego codziennego życia, np. post o moim kocie, o miejscach, które chciałabym zwiedzić lub o ciekawej książce, jaką przeczytam. Mam nadzieję, że tak bardzo różnorodne tematy na jednym profilu nie będą problemem, bo ja osobiście chciałabym to połączyć w jedną całość zamiast rozdzielać na różne profile. To ma być blog o tym, co mnie po prostu interesuje, a jeśli kogoś innego również, to super! Zachęcam do subskrypcji i pozostawienia śladu po sobie w postaci komentarza. Pa pa! :)

Film "Śmierć Na Nilu" - czy warto obejrzeć?

 Jako osoba która interesuje się tematyką kryminalną od około 2 lat, myślę że mogę wypowiedzieć się na temat filmu, który został zrealizowan...